03 November 2008

Skream, Benga, Pinch, Boxcutter. Unsound Festival. 25.10.2008


This is not a children’s party and these are not professional organizers

(English translation can be found below the Polish text)


Od paru miesięcy ostrzyłem sobie uszy i szykowałem ciało na niskie częstotliwości i wygibasy na densflorze przy sub-basowych dźwiękach zapodawanych przez mistrzów mojego ulubionego gatunku. Mimo estymy jaką się cieszy, nigdy nie przepadałem za Boxcutterem, ale Skream, Benga i Pinch mieli zapewnić noc pełną wrażeń w ramach Unsound Festival. Z uwagi na sytuację rodzinną, ciężko mi się ruszyć z Wawy, więc jak już udało mi się zorganizować wyjazd, nie mogłem się doczekać. Tja, były duże nadzieje i oczekiwania a skończyło się jak zawsze. Welcome to Poland Messrs. Boxcutter, Skream, Benga and Pinch!

Do grodu Kraka dotarłem ok. 20. Przed imprezą spotkałem się jeszcze na piwku z uroczymi koleżankami z najlepszego forum internetowego poświęconego filmowi – Kinooko (a co trochę bezwstydnej autopromocji nikomu nie zaszkodzi). Zasiedliśmy przy szklanicach w jakże typowej krakowskiej knajpie, klubie „Re”. Czterometrowe łukowate sklepienia, tani alkohol, gwar rozmów, papieroski. Ech, fajnie macie Krakusy, przypomniały mi się dawne czasy odwiedzin, gdy z towarzystwem przenosiliśmy się przez cały wieczór z lokalu do lokalu, zaliczając przy okazji z 6 różnych miejsc. W Warszawie zawsze mi brakowało takiego skupiska. Przed 23.00 musiałem ruszać do Studia, na szczęście jedna z koleżanek zaproponowała, że mnie odprowadzi do klubu, który jak się ostatecznie okazało mieścił się naprzeciwko jej starego akademika w kampusie AGH. Bardzo miły spacer wprawił mnie w doskonały humor (cóż alkohol też swoją rolę odegrał). Zwłaszcza, że tuż za drzwiami spotkałem dwójkę starych znajomków z Wawy, którzy niestety w trakcie imprezy gdzieś mi zniknęli. Studio skojarzyło mi się od razu z warszawską Stodołą, pamiętając tamtejsze nagłośnienie już czułem że tutaj to dubstep nie zabrzmi najlepiej. Podobno w Krakowie nie dało się zorganizować tego eventu w innej sali, bo nie ma takowej w okolicach centrum a organizatorzy spodziewali się sporego zainteresowania zapraszając bardzo znanych, a wręcz flagowych, artystów dubstepowych. Szkoda tylko, że nie zadbali o odpowiednią oprawę. Organizatorzy przed imprezą zapewniali, że fani będą wręcz zaskoczeni jakością muzyki, ale niestety były to tylko czcze przechwałki.

Ale co tam – tani browar w barze (niestety tez odpowiednio chrzcony), lolek na początek i na parkiet. Zaczyna się impreza. Boxcutter już zapodawał a ja przez moment miałem wrażenie, że pomyliłem balangi, koleżka wyciskał z Abletona jakieś hard-techno bity i poczułem się nieco dziwnie. Na szczęście wkrótce przeszedł na bardziej przyjemne dla ucha old-schoolowe jungle i garage, pomieszane z własnymi produkcjami i remisami. Niestety dźwięk dobywający się ze sprzętu brzmiał bardzo słabiutko, a jeszcze wkurwiający dźwiękowiec co chwila podchodził do Boxcuttera i ścinał mu moc przynajmniej o 1/3. Cud że w pysk nie dostał, ja bym nie zdzierżył.

Krótki set i za deckami w tle (swoją drogą ustawionymi na wysokości kolan – jakiś karzełek to chyba przygotowywał) już pojawiają się Skream i Benga – dziewczyny piszczą, chłopcy wrzeszczą, normalnie amok J Jak na koncercie rockowym. Skream zapowiada set wspólnie z Bengą, podkreślając że potrwa bite 2,5 godziny. Ostatecznie słowa nie dotrzymał z kilku powodów. Zaczynają godnie, puszczają sporo remiksów, całkiem nieźle radzą sobie z mikserem. Niestety bas charczy, Dj’e podbijają wysokie tony powodując przestery, czego pan dźwiękowiec ponoć nie zauważył (sic!), w połowie seta kolumny śmierdzą, ewidentnie coś się przepaliło, generalnie dźwięk faluje, raz ciszej raz głośniej, czasami jednej strony w ogóle nie słychać. DRAMAT!!! Skream raczący się polską wódeczką zaczyna pokazywać fochy, krzyczy „Hey Mr. Sound Engineer, this is not a children’s party. Louder!!!”. Niestety brak odzewu z drugiej strony, tyle że na takim sprzęcie za dużo nie da się wycisnąć. Szkoda, ale fuck it, rave on! Grają nieźle, zwłaszcza Benga, do czasu aż nawalony i sfrustrowany Skream nie zacznie mu się wpindalać, zapodając 3 rewindy tego samego kawałka, albo machając łapami z wściekłości na gówniany sound. Okej, miał prawo się wkurzać, chciał na pewno powalić słuchaczy konkretną muzą a tu taki klops. Niestety swoim zachowaniem rozłożył imprezę, a zaproszenie dwóch laseczek za deckami i wlewanie im wódy z gwinta to już konkretna przeginka. Niby wolę ekspresyjnych Dj’i przeżywających swoje występy niż smutnych panów pochylonych nad ekranem laptopa, ale lubię też odpowiednio „wkręcić się” w muzykę a jak to zrobić jak Skream co chwila przerywa kawałki. Generalnie sam miałem w czubie więc jakoś mnie to strasznie nie raziło. Skream to raver, tyle że takie zachowanie wg. słów tych którzy widzieli częściej jego występy, to norma w przypadku tego pana. Na szczęście po Skreamie i Bendze wystąpił Pinch w boskim sweterku w paseczki i uratował balangę. Jego image przypominał mi nieco ekipę skupioną wokół kolońskiej wytwórni Kompakt – przystojnych zniewieściałych niemieckich chłopaczków. Ale i tak wielki szacun za takie wdzianko.

Pinch zagrał solidnie i konkretnie a dźwięk brzmiał nieco lepiej. Jak się później okazało przed swoim występem Pinch popracował trochę nad ustawieniami przy konsoli inżyniera dźwięku i udało mu się z niej wycisnąć więcej niż Skreamowi. Dopiero przy Pinchu się rozkręciłem na dobre i nawet darłem ryja jak małolat, he he he. Nie powiem, żebym się wyskakał za wszystkie czasy, ale wychodząc ze Studia o 4 nad ranem czułem miłe zmęczenie w kościach. Szkoda, że musiałem czekać 2 godziny na dworcu ze śmierdzącymi lujami na pociąg. Na szczęście w pociągu rozłożyłem fotel i zapadłem w sen prawie do samej Wawy.
Wspominam imprezę z mieszanymi uczuciami, z jednej strony to fajnie wyrwać się z domu na baunsy, spotkać się ze znajomymi, odwiedzić Kraków w którym dawno nie byłem, ale jak policzę ile mnie to kosztowało (na co dzień jeżdżę samochodem i nawet nie zdawałem sobie sprawy, że bilety PKP są takie drogie) a co dostałem w zamian, ogólna ocena wygląda już dużo gorzej.

I na koniec apel do organizatorów. Proszę nie traktujcie krytyki organizacji tej imprezy jako ataku malkontenckich Polaków, którym nic się nie podoba. Ode mnie szacunek za zaproszenie takich artystów i koncepcję wieczoru, ale mam nadzieję że na przyszłość wyciągniecie wnioski z uwag środowiska, które jest najbardziej predysponowane do ich udzielania. W ogóle dziwię się, że wcześniej nie postaraliście się zasięgnąć takiej opinii u profesjonalistów – a takich już mamy w Polsce. Dobre impreza dubstepowa = świetne nagłośnienie + dobry line’up. Sami artyści nie wystarczą. W każdym razie, jeżeli za rok znowu pojawią się dubstepowi wykonawcy z chęcią pojadę do Kraka, ale na pewno nie do Studia i tylko wtedy, gdy będę miał 100% pewność (a nie mgliste zapewnienia organizatorów), że dźwięk mnie zmiażdży. Inaczej szkoda zachodu.

----------------------------English Translation-------------------------------------

For a few months, I have been preparing my ears and body for a low frequency mayhem and dancefloor rave with sub-bass sounds served by the champions of my favorite music style. I have never been very big fan of Boxcutter, but Skream, Benga and Pinch were supposed to ensure a night full of excitement under the Unsound Festival, Dubstep Invasion party. Due to the fact that I am quite busy at the moment, it is always difficult for me to travel outside Warsaw, therefore as I have somehow managed to organize by trip, I was looking forward to it with anticipation. Yeah… great hopes and expectations and the same result as usual. Welcome to Poland Messrs. Boxcutter, Skream, Benga and Pinch!

I reached Cracow at 8 p.m. Before the party I met in a bar with my lovely gal pals from the best Internet discussion forum in Poland devoted to film – Kinooko (yeah, a bit of shameless self-promotion does not hurt). We sat with our glasses in a very typical Cracow’s pub – “Re” club. Four-meter high archways, cheap alcohol, the hubbub of voices around us, cigarettes. Well, the memories of old times returned, when I cruised with a bunch of friends the entire evening between one pub and another, sometimes visiting as many as 6 different places. At 11 p.m. it was time to move my ass to “Studio”, fortunately one of my gals offered her company and walked me to the club, which as it turned out was located just in from of her former student dormitory in AGH campus. A very nice stroll left me in a very good mood (well, alcohol also played some role). The more so, as I met a pair of my old mates from Warsaw just after entering the club. Unfortunately, I have lost track of them during the course of the party and did not even have time to talk. I immediately associated the club – “Studio” with the club from Warsaw, “Stodoła”, and while recollecting the sound system from that club, I already felt that dubstep in this venue will not sound too good. I heard that there was no possibility to organize this event in Cracow in any other venue, as such a place is not available in the city center and organizers expected quite a substantial interest, when inviting very famous dubstep. It’s a shame that they failed to take care of the appropriate setting. Before the event, the organizers assured that fans would be really surprised with the quality of music, but this was only an empty PR.

Whateva – cheap beer at the bar, a spliff to get a kick and off to the dancefloor. The party starts. Boxcutter already played his set, and for a moment I thought I had been at a wrong venue, he squeezed out of the Ableton some hard-techno bits and I felt a bit strange. Thankfully, soon he moved to playing some old-school jungle and garage, mixed with his own productions and remixes. To my surprise, the sound system produced very poor sound and a very irritating sound engineer approached Boxcutter’s mixing gear from time to time and turned down the volume by 1/3! It’s a miracle he was not kicked in his ass by Boxcutter, I would not have been so patient definitely.

A short set and we see behind the decks in the background (well, the equipment was installed at knees level – this must have been a midget who prepared this) that Skream and Benga enter the stage – girls are squeaking, boys are screaming, a pure amok J I feel like at a rock concert. Skream announces a b2b set together with Bengą, emphasizing that the set will last 2.5 hours. Finally, he did not keep his promise, due to various reasons, some of them mentioned below in the report. They start smoothly, playing quite a lot of remixes, and showing nice mixing skills. Unfortunately, a sub-bass is wheezing, Dj’s are cranking up high tones creating sound distortions, which apparently goes undetected by the sound engineer (sic!), in the middle of the set the loudspeakers start stinking, definitely something has burnt, in general the sound oscillates like crazy, sometimes we do not hear one side. WHAT A MESS!!!! Skream drinking too much Polish vodka starts sulking, and screams „Hey Mr. Sound Engineer, this is not a children’s party. Louder!!!”. Unfortunately, with no response from the other party. The truth is that on such a sound system you cannot make miracles. It’s said, but fuck it, rave on! They play quite well, especially Benga, until apparently blitzed and frustrated Skream starts messing with Benga’s records, playing 3 rewinds of the same track, or waving his hands, angry at the shitty sound. OK, he had the right to be pissed off, he wanted to mesmerize listeners with his muzak, and instead he had to face unexpected sound problems. Unfortunately, with his behavior, Skream spoilt the show, and inviting two young cheeks behind the decks to drink vodka with them was really too much. Well, I definitely prefer DJ’s who show their emotions from sad guys staring intensely into the screens of their laptops, but I also like to „feel” the music, and how can I do it with Skream interrupting tracks every 2 minutes. In general, I was also blitzed, therefore the entire “show” made me rather laugh than angry. Skream is a raver, but such a behavior, at least according to those who had a pleasure to see more of this acts on stages, was a standard behavior in case of this bloke. Fortunately, at last Skream and Benga were replaced by Pinch in a wonderful striped sweater and saved the party. His image reminded me of a crew of Kompakt label from Cologne – handsome, effeminate, German boys. Still, a big respect for his stage outfit.

Pinch plaid a solid set with slightly better sound. As it turned out, before his show, Pinch worked on the setting at the sound engineer console and he managed to squeeze a bit more from the sound system than Skream or Benga. During Pinch’s set I finally managed to twist my limbs like crazy and screamed like a teenager,, he he he. I would not call it the best party, but leaving Studio at 4 in the morning I felt a nice weariness in my legs. Too bad I had to wait 2 hours at the railway station for a train accompanied by some stinking homeless people. Thanks God, I slept like baby for 3 hours during a ride home to Warsaw.

I recollect this event with mixed feelings, on one hand it was nice to finally get out of the city for some bauns, meet old friends, visit Cracow, which I have not visited for years. But if I balance the real cost of the trip (usually I travel by car, and did not have an idea that railway tickets are so expensive) with what I got in return, the overall score looks much worse.

And in the end – an appeal to the organizers. Please, do not treat the criticism of this event as an attack of malcontent Poles who always complain about everything. Big respect from me for inviting such artists and a general concept of the evening, but I hope that you will draw proper conclusions for the future based on the comments from inside the dubstep scene. I am really surprised that you have not managed to ask for assistance of professionals – and we already have such people in Poland, believe me. Good dubstep party = top- notch sound system + good line up. The artists will not suffice. Anyway, next year I will be very pleased to travel to Cracow again, but definitely not to Studio and only when I have 100% certainty (and not some vague statements made by the organizers) that the sound will really smash me. Otherwise, it is not worth the trouble.